PRAWA AUTORSKIE!

Wszystko co jest publikowane na tym blogu jest na mojego autorstwa (chyba, że zaznaczono inaczej). KOPIOWANIE FRAGMENTÓW LUB CAŁOŚCI MOICH POSTÓW ZABRONIONE!

09 marca 2013

Czuwanie Wielkopostne



Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas poranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę zawiąże.
/Oz 6, 1/
W piątkowy wieczór, zmęczona z pulsującym bólem głowy, po całym dniu na uczelni poszłam na Wielkopostne czuwanie do sąsiedniej parafii. Przyznaję, że na samym początku miałam ochotę wyjść i nie wrócić, ból był nie do zniesienia, a ciągłe zmiany światła doprowadzały mnie do coraz silniejszego bólu. A jednak Ten z Góry stwierdził, że mam zostać do końca. Jakoś mniej więcej podczas Drogi Krzyżowej, która była dla mnie dość szczególnym przeżyciem, ale o tym za chwilę, ból w miarę ustał.

Podczas tego wieczoru miałam okazję ponownie powiedzieć Jezusowi Chrystusowi, że jest moim Panem i Zbawicielem i to jemu oddaje swoje życie. Bardzo mnie to cieszy, że mogłam ponownie tak oficjalnie powiedzieć Chrystusowi, że to On jest Panem. Było mi to potrzebne. Wspomniałam, że szczególna była dla mnie Droga Krzyżowa, odbyła się ona już po przyjęciu Jezusa jako Pana i Zbawiciela, a oparta była na opisach Męki Pańskiej według Katarzyny Emmerich, na bazie których powstał film pt.: Pasja. Wsłuchując się w owe opisy czułam dreszcze (i nie tylko z zimna, które mnie przenikało), wiele uświadomiłam sobie podczas tej Drogi Krzyżowej, ale zostawię to dla swojego serca. Czuwanie kończyło się Eucharystią o północy, myślałam, że nie będę w stanie już kontaktować podczas Mszy Świętej, ale Ten z Góry znowu obdarzył mnie siłą.

Nie było to czuwanie z "fajerwerkami", jak zwykłam określać modlitwy podczas których człowiek "lata pod sufitem" i niemal namacalnie czuję obecność Boga, ale i tak niesamowicie mnie umocniło. Jakoś wcześniej, nigdy nie byłam na wielkopostnych czuwaniach, jakoś tak zwykle czasowo nie dawałam rady. Teraz pojawiała się okazja, bowiem Czuwanie Wielkopostne odbywało się w sąsiedniej parafii, padła również propozycja, że wybierzemy się na nią w ramach "Oazy". Pomimo tego, że naprawdę byłam wyczerpana, bo całym tygodniu i dniu to jednak wiem, że Ten z Góry dokładnie sobie to zaplanował, a zmęczenie, które odczuwałam przerodziło się w niesamowitą motywację i siłę do modlitwy. Może to i złe słowo, ale czuję satysfakcję z tego powodu, że się nie poddałam i nie poszłam do domu, kiedy czułam, że nie dam już rady. Z Bogiem radę damy zawsze, wystarczy mu tylko zawierzyć!

1 komentarz:

  1. Często takie przypadkowe "wypady" na modlitwę, czuwanie, a także takie najprostsze drogi krzyżowe, adoracje i modlitwy są najlepsze i najgłębiej trafiają do serc. Warto czasem iść na takie czwanie właśnie bez fajerwerków jak to piszesz. W takich najpiękniej odkrywa się Boga. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń